Jak to jest, że jedna, obca osoba podobna do innych obcych osób,
nagle i niespodziewanie, zupełnie bez żadnego ostrzeżenia potrafi spośród
splątanych nici odnaleźć odpowiedni koniec i po mału posuwając się milimetr za
milimetrem, dojść do twojego serca, chcąc zostać w nim na dłuższą chwilę?
Dlaczego akurat on i dlaczego teraz? Dlaczego tak bardzo zależy mu na wyłamaniu
drzwi do mojego serca?
Boję się go. Boję się każdego, kto
jest za blisko. Ludzie mnie przerażają, perspektywa kolejnych pęknięć jest jak
co noc pojawiający się koszmar. Chcę być sama.
- Więc… Co słychać? – Richard ze
skrępowaniem bawi się palcami. Czasami rzuca mi szybkie spojrzenie, ale głównie
jego oczy wodzą po moim pokoju.
Wzruszam obojętnie ramionami,
nieco wystraszona jego obecnością. Nie podoba mi się, że mój mózg jest otwarty
i gotowy na rozmowę z nim.
- Wszystko dobrze. Zawsze jest wszystko dobrze.
- Iris…
- Po co przyszedłeś?
Chłopak wzdycha ciężko, siadając
na krześle obok biurka. Jak zwykle uciekam przed jego za głębokim spojrzeniem,
łamiącym wszelkie kłódki.
Nie, on nie może być kluczem, nie
on, nie do mojego serca. Mój zamek jest nie do otworzenia.
- Przeprosić? Dowiedzieć się, co u
ciebie? Zobaczyć cię? Zresztą czy to ważne?
Zapada cisza, do której na jakiś
sposób, jesteśmy przyzwyczajeni. Opieram plecy o ścianę i bardzo niepewnie
zerkam na Richarda. Brunet też patrzy się na mnie, jego długie rzęsy
przysłaniają brązowo-zielone oczy. Ma zmęczone spojrzenie i poważną twarz.
Wygląda inaczej niż wtedy, gdy go poznałam, jest bliższy, paradoksalnie do mnie
podobny.
Bo oboje mamy na sercu blizny,
rany nie do zagojenia, bo oboje ukrywamy przed światem prawdziwe uczucia.
- Co z twoją dziewczyną? – Serce
pyta, rozum nie zdąża go zablokować. Richard jest równie zaskoczony moim
pytaniem co ja.
- Nie chciałaś ostatnio o tym
słuchać… Właściwie to prawie mnie wtedy staranowałaś. – Freitag uśmiecha się
ostrożnie, urocze dołeczki zdobią jego policzki.
Jest gorzej niż myślałam, skoro
zauważam i komplementuję takie szczegóły jego fizjonomii. Nie poznaję siebie,
nie umiem ogarnąć rozgardiaszu w głowie. A „nie wiem” to jedyna odpowiedź
udzielana przeze mnie na własne pytania adresowane do samej siebie.
- Zmieniłam zdanie. – Szepczę,
spuszczając wzrok.
Co mnie nie zabije to mnie
wzmocni. Może.
Richard zamyśla się.
- Właściwie nie ma co tutaj
opowiadać. Byliśmy ze sobą dwa lata, potem zaczęło mi iść w skokach, stawałem
się rozpoznawalny, ona się zmieniała, zaczęła korzystać z mojej sławy.
Skończyło się na tym, że chcąc zrobić jej niespodziankę, wróciłem dzień
wcześniej niż miałem wrócić i zastałem ją z moim dobrym kumplem w dość jednoznacznej
sytuacji. Moja kariera zabiła naszą miłość. Dość banalna historia, jakich
wiele, eh…
- Jak ma na imię?
- Czy to ważne?
- … Nie. Imię to tylko imię, znak
wywoławczy, nic więcej.
- Caroline.
- Kochasz ją?
Freitag zagryza mocno wargę,
nerwowo poprawiając swoja niebieską koszulę w kratę.
- Już nie.
- Ale nadal cię boli?
- Co mnie boli?
- Serce.
- Może… - Smutek przepełnia głos
skoczka, rana na jego sercu jest jeszcze świeża. – Dlaczego ze mną rozmawiasz?
- Nie wiem.
Richard uśmiecha się dziwnie, nieco
nostalgicznie. Jego oczy już mnie nie przenikają. Brunet na chwilę zagłębia się
w sobie, zapominając o mnie i naszej rozmowie. Może myśli o Caroline, o
zaufaniu jakim ją obdarzył, o ciosach, jakie otrzymał w zamian za swoja miłość?
Miłość to słabość, myślę. Kochać
kogoś znaczy być zależnym od drugiej osoby, być słabym. Miłość nie daje niczego
pożytecznego, jedynie zamienia życie w koszmar, ofiarowuje ból. I może na
początku jest pięknie i może jednorożce patatajają pod tęczą, ale na końcu
człowiek i tak zostaje sam ze złamanym sercem, z siniakami na plecach, ze
smutkiem oczach. I już nie jest pięknie
i już nie chce się żyć.
Miłość to zło, słabość.
- Iris. – Skoczek podnosi głowę i
nasze spojrzenia się krzyżują. Resztkami sił wytrzymuję jego nieprzenikniony
wzrok. – Jest taka piosenka. And I don’t want the world to see me
‘cause I don’t think that they’d understand. – Nuci cicho, delikatnie potrząsajac głową w
rytm. Jego oczy jeszcze bardziej łagodnieją, rysy twarzy miękną. Słowa
wydobywające się z jego gardła, tańczące wokół naszych głów, drgające w takt
subtelnej melodii uspokajają jego serce, sprawiają, że Richard mniej cierpi, że
rany otworzone przez wspomnienia ponownie się zasklepiają.
Muzyka jest mu bliska.
- To moja ulubiona piosenka. –
Mówię ostrożnie, z wahaniem, nieśmiało patrząc się na jego twarz.
Chłopak uśmiecha się subtelnie i
przez chwilę istnieje tylko jego ciepły, kruchy uśmiech skierowany wyłączcie do
mnie; przez chwilę nie ma zła, czyhającego za ścianą, wojen na świecie i strachu
w sercu.
Stąpam po lodzie, zdaję sobie z
tego sprawę.
- Dobry kawałek – łagodnością
próbuje nie spłoszyć chwili. Jest świadomy, ze na minutę mu zaufałam, że bez
zbędnych słów, gdzieś między z pozoru błahymi wersami obnażam przed nim swoja
dusze, swoje szklane serce.
- Bardzo mi bliski. – Mówię prawie
bezgłośnie, ale on słyszy. Słyszy i rozumie.
W tym momencie nie trzeba nam
niczego więcej.
***
Iris po raz pierwszy i pewnie nie po raz ostatni.powinnam iść ogarnąć lektury. powinnam. ale mi się nie chce. po co, jak można obejrzeć one tree hill? <3