Życie to ciągła walka, a żeby walczyć trzeba mieć siłę, armię
nieustraszonych żołnierzy i plan B tak na wszelki wypadek. Trzeba mieć jakieś
rezerwy armii, by w razie niepowodzenia głównych sił nie ponieść sromotnej
klęski.
Czasami mam wrażenie, że moje
rezerwy są na wyczerpaniu i że bardzo blisko mi do przegrania nie tylko bitwy,
ale również całej wojny. Bo moi przeciwnicy niedość, że są dobrymi strategami
to jeszcze przeważają w liczbie żołnierzy oraz dysponują lepszą bronią.
Prawda jest brutalna: potrzebuję
sprzymierzeńców, bo jestem tylko zwykłym szeregowym z przestrzeloną klatką
piersiową i z błotem na policzkach.
Richard miał więc rację, wszyscy
kogoś potrzebują, nawet ja.
Zwłaszcza ja.
Ale im ktoś próbuje być bliżej
mnie, tym bardziej się w sobie zamykam. Jestem trochę jak wyrzucony w lesie pies
– bardzo nieufny i bardzo wystraszony. W dodatku jakaś cząstka mnie pragnie być
wolnym strzelcem, od nikogo niezależnym, liczącym tylko na siebie.
Bo kochać, potrzebować kogoś
znaczy być słabym.
Potrzebuję Karl, więcej słabości
nie zniosę.
Edit: życie to nie tylko ciągła
walka, ale również wieczne sprzeczności.
Chciałabym, aby mój mózg przestał
myśleć, aby wrócił do tej wegetacji, pustki sprzed kilku miesięcy, kiedy tylko
i wyłącznie oddychałam, będąc obojętna na wszystko.
Ale muszę żyć, walczyć. Dla Karla, dla cioci, dla wujka. Dla siebie.
Muszę walczyć, by kiedyś móc
stanąć twarzą w twarz z Ralfem i powiedzieć mu jak bardzo go nienawidzę.
- Iris, obiad. – Ciocia Petra
wsadza głowę do mojego pokoju, rozpromieniona jak rzadko kiedy. Dawno nie
widziałam jej takiej radosnej, z błyszczącymi oczami, z uśmiechem na pół
twarzy. Właściwie odkąd się tutaj wprowadziłam ciocia jest raczej mocno
zaniepokojona i przygnębiona, przytłoczona własną żałobą oraz moim wycofaniem.
Moja iluzja działa, ciocia zaczyna
wierzyć w to, że wygrałam z depresyjnymi i destrukcyjnymi myślami.
Nie jestem głodna, ale
posłusznie wędruję do jadalni. Jak
zawsze po szkole jestem w parszywym nastroju, dobita kontaktami z ludźmi. Bez
apetytu rozgrzebuję makaron z brokułami i sosem śmietankowym. To zdecydowanie
jeden z moich gorszych dni, ale ciocia nawet tego nie zauważa. Zaabsorbowana
zbliżającym się urlopem, opowiada mi o Villard-Reculas, o francuskich Alpach i
mentalności mieszkańców tego małego miasteczka. Ze wszystkich sił staram się
uczepić się słodkiej paplaniny cioci, zakotwiczyć się w jej wizjach miłego
weekendu i nie myśleć o pustej sypialni kuszącej samotnością i chwilą
depresyjnego płaczu.
Później przychodzi wujek, całuje
ciocię w policzek, klepie mnie w ramię. Jego chabrowe tęczówki są znacznie
spokojniejsze niż oczy cioci, ale też mają w sobie ślad radości i od dawna
wyczekiwanej beztroski.
Czy oni myślą, że wreszcie możemy
w trójkę stworzyć ładny, spójny, rodzinny obrazek? Czy oni nie wiedzą, że
jestem tylko puzzlem, który nigdzie nie pasuje?
- Jak tam w szkole? – Wuj Tim
siada przy stole, naprzeciwko mnie z talerzem odgrzanego makaronu. Ciocia idzie
w tym czasie do kuchni zaparzyć kawę.
- Jak zwykle. – Odpowiadam bez
entuzjazmu, obojętnie wzruszając ramionami.
Wujek uśmiecha się smutno,
niepokój przysłania jego spojrzenie.
- Wszystko w porządku?
- Jasne. Po prostu jestem trochę
zmęczona.
- Czyżby?
Kiwam gorliwie głową, beznamiętnie
miętosząc w palcach brzeg obrusu.
- Zapowiadają piękną pogodę we
Francji. – Ciocia wraca do jadalni, niosąc na tacy filiżanki, cukierniczkę i
dzbanuszek z mlekiem. Pomagam jej rozstawić na stole porcelanę, nieco
rozbudzając się aromatycznym zapachem ciemnej cieczy. Jest lżej, gdy można
zatopić usta w mocnej, niedosłodzonej kawie.
- Fantastycznie. Sam raz, by pospacerować
trochę po górach.
- I poopalać się nad tym
jeziorkiem, pamiętasz je?
- Bardziej pamiętam kijanki
złowione tam przez małych Müllerów i wrzucone później do mojego drinka.
- Och, Tim, to były niezapomniane
wakacje.
- Te też takie będą, obiecuję.
- Nie chcę jechać do Francji –
odzywam się nagle, nieśmiało podnosząc wzrok z nad filiżanki. – Mogę zostać?
Ciocia otwiera szeroko oczy,
zdziwiona i zaniepokojona. Zmarszczki na jej twarzy pogłębiają się.
- Ależ kochanie…
- Petra, spokojnie. Dajmy jej dokończyć.
– Wujek łapie ciocię za dłoń, jednocześnie rzucając mi łagodne spojrzenie.
Jest wsparciem dla nas obu.
Przygryzam delikatnie wargę,
spuszczając wzrok na palce wciąż bawiące się obrusem.
- Nie czuję się na siłach, by
jechać tak daleko. Chyba nie dam rady. Ale jedźcie sami.
- Nie możesz zostać sama.
- A z Karlem?
- Kochanie, to przecież Francja,
jesteś pewna, że nie chcesz jechać?
- Tak.
- Pomyślimy nad tym. – Wujek
kończy temat i gładko przechodzi do omawiania jakiś swoich służbowych spraw.
Kończę kawę i zamykam się w swoim
pokoju. Włączam wieżę, głos Jamesa Arthura cicho rozchodzi się po
pomieszczeniu. Jest mi źle i niewygodnie, zwyczajnie po ludzku smutno.
Tęsknię, choć wiem, że nie
powinnam. Bo tęsknota złamie mnie jeszcze bardziej, przysporzy kolejną rysę na
szklanym, wystarczająco już popękanym sercu. Ale nie umiem nie tęsknić, kiedy
tak bardzo brakuje mi ciepła matczynych ramion, jej delikatnego głosu nucącego
kołysanki. Kiedy nie mogę przypomnieć sobie jej zapachu ani wyobrazić barwy jej
oczu, gdy jako czterolatka, coś przeskrobałam.
Tęsknię, kochając. Kocham,
tęskniąc.
I przeklinam dzień, w którym ten
bydlak mi ją zabrał.
Łzy i tęsknota to słabość, uczucia
to słabość. A ja chcę być silna i dzielna, gotowa stawić czoło okrucieństwom
świata.
Albo po prostu zniknąć i nie
musieć patrzeć na to wszystko, na te ciągłe walki i cierpienia.
Ktoś chyba puka do drzwi, a
przynajmniej tak mi się wydaje. Nie mija sekunda, a głowa cioci zagląda do
mojego pokoju.
- Skarbie, masz gościa. – Mówi
łagodnie, z ekscytacją i strachem w głosie.
A potem pojawia się on.
Richard Freitag.
I zaczynam podzielać strach cioci.
****
jest rozdział, jest. A Morgenstern bardzo konsekwetnie rozwala mój światopogląd, niefajnie.
Cudowny, jak zawsze. Wzrusza mnie ta ciągła walka Iris i nawet po części się z nią utożsamiam. Mam nadzieję, że pokona swoje słabości i w końcu otworzy się na świat. Intryguje mnie też postać Richarda, bo jest taki tajemniczy, a jednocześnie ciepły i kochany. Liczę na to, że Iris odważy się mu zaufać, a Freitag tego nie zmarnuje.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :))
Ciotka z wujem chyba trochę dużo wymagają od Iris, jak na razie. Dziewczyna ledwo zaklimatyzowała się u nich, a co dopiero jakieś wakacje we Francji... Chociaż przyznaję - brzmi bardzo zachęcająco :D.
OdpowiedzUsuńCiekawe po co Richard przyszedł. Może w końcu dziewczyna odnajdzie w nim przyjaciela? :)
Pozdrawiam!
Rozumiem sytuację głównej bohaterki, ale jak mogła odmówić wyjazdu do Francji? Wiem, że cierpi i jest jej ciężko, ale taka chwila odpoczynku, w tak cudnym miejscu mogłaby poprawić jej humor, chociaż na trochę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Iris się trochę polepszy i zacznie na nowo kochać życie, odnajdzie prawdziwych przyjaciół. Ma Karla, ale Karl to nie wszystko.
Richard? Miło, że do niej przyszedł. Myślę, że się zaprzyjaźnią.
Pozdrawiam.
Uwielbiam to opowiadanie. Genialnie piszesz. :)
OdpowiedzUsuńCo ja mogę więcej napisać... Mam nadzieję, że Freitagowi uda się jej pomóc. Bo jak nie on to ja już nie wiem kto jest w stanie zmienić jej życie. Jak widać Karl nie wystarcza.
Pozdrawiam i czekam na następny :)
Ze mnie to taka ciapa, oczywiście znowu zapomniałam skomentować. Chryste, muszę sobie wszystko spisywać bo wciąż o wszystkim zapominam... No ja jestem ciekawa czy Iris pojedzie z wujostwem czy jednak zostanie z Karlem choć przeczuwam tą drugą opcję i wyczuwam, że Rysiu również w to wmiesza. Słodko, podoba mnie się. Biedna Iris choć tak bardzo się od niej różnię to tak bardzo ją rozumiem. Naprawdę. Jestem ciekawa czemuś to Richard nie odpuszcza, ale to dobrze. Dobre z niego chłopię, niech się ustatkuje bo skoki go wykończą ;] Ech no nieważne bo gadam głupotki. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, ale to już wiesz ^^
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zaczarowałaś mnie tym porównaniem życiowej walki do działań prawdziwej wojny, a w szczególności nazywając Iris szeregowym z przestrzeloną klatką piersiową. Tylko z tą różnicą, której nie wiem czy w obecnej chwili Iris nie wolałaby zmienić, że taki żołnierz polega na polu walki, pozwalając aby wojna dalej toczyła się już bez niego. Ona musi tę walkę stoczyć zupełnie sama, musi wciąż walczyć, choć tak naprawdę, podobnie jak ten żołnierz, jest zbyt okaleczona, a może i na pewien sposób też już martwa. Jednak za nią walki nikt nie wygra, a przynajmniej nie zrobi tego już dla niej, jeśli ona odpuści. Jednak ma całkowitą rację i cieszę się, że sobie to w jakiś sposób uświadomiła - potrzebuje sprzymierzeńców, choćby po to, żeby pomagali jej wstać, kiedy upadnie i zagrzewali do walki, kiedy będzie chciała się poddać.
OdpowiedzUsuńNiemal każda wojna kończy się jednak jakimś traktatem pokojowym i mam nadzieję, że walka Iris też się takowym skończy. Nie kapitulacją, tylko właśnie jakimś sojuszem.
Widać, że wujostwo w końcu uwierzyło w jej lepszy stan i naprawdę się z tego ucieszyli. To jak rozmawiali o wyjeździe do Francji było takie lekkie i przyjemne, jakby naprawdę uwierzyli, że może być tak jak kiedyś. Nie dziwię się jednak Iris, że nie chce jechać. Tyle czasu zajęło jej, aby choć trochę przyzwyczaić się do tego miejsca, aby znaleźć w nim choć jakiś skrawek, gdzie będzie czuła się bezpiecznie i spokojnie, że taki wyjazd tylko wprowadziłby w jej życie jeszcze więcej chaosu, strachu i nowych nieznanych ludzi. Mam więc nadzieję, że będzie mogła zostać z Karlem i zapewne z Richardem, który jak widać zupełnie nie odpuszcza. Dobrze, że Iris potrzebuje oparcia, a on, choć wciąż jeszcze budzi w niej strach, to powoli zaczyna być zagrożeniem oswojonym.
Wielki plus tej iluzji to to, że daje ona wytchnienie wujostwu. Oni się musieli bardzo z tym wszystkim namęczyć, oni współodczuwali, cierpieli z Iris i jakby mało było żałoby, musieli jeszcze pilnować, żeby ona nic złego sobie nie zrobiła w tym depresyjnym amoku. No i wywiązali się ze swojego zadania na 5+ z tym tylko małym minusem, że nie przywrócili Iris do równowagi psychicznej sprzed tego strasznego wydarzenia, w którym dziewczyna straciła matkę. Ale ten minus właściwie nie powinien nawet zaistnieć, bo zrobili co tylko w ich mocy no i psychicznie niemożliwe jest przywrócenie Iris do wcześniejszego stanu. Richard Freitag w drzwiach, powiadasz? No, no noo :D
OdpowiedzUsuń