piątek, 8 marca 2013

jeden: pustka



Miłości nie ma, jest pustka. Jest nienawiść, ludzka chęć dominacji, pokazania kto tu jest silniejszy. Prawdziwe uczucia schodzą na drugi plan, człowiek się nie liczy.
Bo człowieka można zniszczyć i nikogo nawet to nie obejdzie.
- Iris, porozmawiajmy. – Ciocia Petra siada na brzegu łóżka i delikatnie, jakby z obawą dotyka mojego ramienia.
Nie odzywam się, nie poruszam się ani o milimetr. Jestem trochę jakby obumarła. Pustka, wszędzie pustka i tylko pustka, nic więcej. Chcę umrzeć, ale nie mam odwagi.
- Proszę. – Ciocia wzdycha z rezygnacją. Wiem, że jest zirytowana swoją bezsilnością, ale mimo wszystko nie potrafię wstać i porozmawiać. Topię się w pustce, w czarnej dziurze. Walczę z wciąż powracającymi wspomnieniami.
Buduję mur.
Ciocia przykrywa mnie kocem i wychodzi z pokoju. Znowu zostaję sama, z tą różnicą, że już nie słyszę krzyków dobiegających za ściany, brzęku rozbitych butelek, głośnego trzaskania drzwiami. To już nie ten dom, nie te zimne mury, ściany z odpadając farbą. Już nie muszę się bać, ale – paradoksalnie – boję się jeszcze bardziej. Zwijam się w kłębek i z szeroko otwartymi oczami wpatruję się w ciemność.  Obserwuję kontury mebli słabo rysujące się w bladej poświacie księżyca, przyglądam się idealnie czystej podłodze. I myślę o tym, by nie myśleć. Bo myśli są równie wyniszczające, co strach.
Nie wiem, ile tak leżę, nie liczę dni. Wszystko jest mi obojętne i, choć wiem, że nie mogę tak dłużej żyć, nie wstaję z łóżka i nie próbuję uporać się z przeszłością. Chcę zapomnieć.
Chcę zniknąć, przestać istnieć.
Ciocia się martwi, coraz częściej do mnie zagląda i zalewając się łzami, błaga bym przestała wegetować. Ale ja uparcie zamykam oczy i gubię swoje człowieczeństwo.
Nie płaczę. Od pogrzebu mamy nie uroniłam ani jednej łzy.
Do czasu.
- Karl przyjedzie za dwa dni. Pamiętasz go jeszcze?
Słysząc imię swojego kuzyna nieznacznie się poruszam; moje funkcje życiowe nieco odżywają. Znikają podkrążone oczy mamy i szyderczy uśmiech Ralfa, ich miejsce zajmuje kochana twarz Karla, jego radosne oczy i niezdarne ciało. Widzę go, widzę jak razem gramy w Nintendo i jemy chrupki orzechowe. Razem oglądamy Power Rangersów, odbijamy piłką i tarzamy się w sianie. On tasuje karty Uno, a ja idę po colę. Na chwilę znowu jestem kilkuletnią, uśmiechniętą, niepopękaną dziewczynką sprzed „ery Ralfa”.
Przypominam sobie, że czasami, siedząc na parapecie ze słuchawkami w uszach i wpatrując się w tonący deszczu Stuttgart, tęskniłam za Karlem i jego przyjaźnią, żałowałam, że nasze drogi rozeszły się w tak beznadziejny sposób. Wyobrażałam sobie, że chłopak jest obok mnie, w moim małym, obskurnym pokoju i ratuje mnie przed toksyczną rodziną.
Ale on istniał jedynie w mojej wyobraźni, bo w rzeczywistości przestaliśmy się znać. Tak po prostu i bez większej przyczyny.
Geiger na chwilę zajmuje moje myśli i jest to przyjemna alternatywa. Pustka jest jakby mniejsza, ciepło bijące od radosnych wspomnień ogrzewa moje wychłodzone ciało.
I nagle Karl zjawia się w domu cioci, nieśmiało siadając na brzegu łóżka i w ciszy przyglądając się moim poplątanym, ciemnobrązowym, rozsypanym na poduszce włosom.
Trwamy ciszy, poruszeni swoją obecnością.
Powoli znowu zaczynam coś czuć.
- Iris. – szepcze cicho  blondyn; jego głos zmężniał przez te wszystkie lata.
Niepewnie podnoszę się i siadam obok niego, przyglądając się jego dawno niewidzianej twarzy. Karl Geiger, syn siostry mojego zmarłego w wypadku samochodowym ojca, którego nigdy nawet nie poznałam. Karl Geiger, niegdyś szczerbaty siedmiolatek z odstającymi uszami, teraz bardziej wyrosły, z osobliwą zadumą w czekoladowych, roześmianych oczach. Chłopak prawie stojący u progu dorosłości, wciąż z kochanym uśmiechem, już bez odstających uszów. Niegdyś jedna z najważniejszych osób w moim życiu.
- Jesteś – wychrypuję. Mam zaschnięte gardło i wysuszone usta, z trudem składam słowa. Tygodnie milczenia sprawiły, że zapomniałam jak to jest mówić, odzwyczaiłam się od słów. – Naprawdę tu jesteś.
Pierwszy raz od dwóch miesięcy pozwalam sobie na płacz. Łzy przynoszą mi ulgę, dziwną wolność. Geiger niezdarnie przygarnia mnie do siebie; z powrotem jestem jego młodszą siostrzyczką, której tak bardzo lubił dokuczać.
- Przepraszam, że mnie nie było. – Mówi z żalem, na co ja zamykam mocno oczy, walcząc z coraz bardziej napływającymi łzami.
- Ważne, że jesteś teraz.
Odsuwam się od niego i szybko podejmuję decyzję. Karl będzie jedyną osobą, przed którą częściowo się otworzę. Bo nadmiar smutku zaczyna mnie przerażać.
Ale czy mam prawo przygasić jego beztroski świat swoimi łzami?
Nie!
Odrywam wzrok od jego twarzy i lustruję kwiatka stojącego obok drzwi balkonowych. W uszach słyszę pijacki bełkot Ralfa, niemalże czuję jego cuchnący odór. Nieświadomie zaciskam pięści, zła na to, że on znowu wrócił, że znowu zaczął mnie przerażać. Boję się.
- Ten sukinsyn ją zabił. – Dławię się płaczem. Już nie ma pustki, a tym bardziej nie ma miłości. Jest tylko czysta, narastająca z każdą minutą nienawiść tak silna, że aż niszcząca wszystkie inne uczucia. Z przerażeniem odkrywam, że zaczynam przeobrażać się w niego, w Ralfa, że zaczynam nienawidzić wszystko i wszystkich. Włącznie z moją matką, która była na tyle głupia i wpatrzona w Schweigera, że wierzyła we wszystkie jego: „To był ostatni raz, kochanie. Obiecuję.”
Nienawiść dobrze nie smakuje.
- Iris, spokojnie. – Karl nie wie, co robić. Łapie mnie za rękę trochę spanikowany i spłoszony.
Przypominam sobie o nim, o jego obecności. Przestaję płakać, na chwilę usuwając z siebie nienawiść i Stuttgart. Teraz jest czas na Geigera i Monachium.
I rozpacz, która przytłacza.
- Przepraszam. – Szepczę, obejmując rękami kolana. Wycofuję się, chowam się w sobie, zamykam się. Już nie chcę mówić, nic nie zmienię płacząc. Świat nadal będzie tak samo beznadziejnie okrutny, a słabsi ludzie wciąż będą uginać się pod presją otoczenia.
- Chciałbym umieć ci pomóc. – Karl patrzy się przed siebie. Jest zgarbiony i przygaszony, obciążony moim smutkiem.
Geiger w ułamku sekundy wszystko zmienił, otworzył skrzynię z moimi zakurzonymi uczuciami, sprawił, że pustka się zmniejszyła. Przyszedł z odsieczą na skraju mojej wytrzymałości, w chwili, gdy już zaczęło mi brakować sił.
- Opowiedz mi o sobie. – proszę go cicho, z wahaniem.
Chłopak odwraca głowę i patrzy się na mnie zamyślonym wzrokiem. Po chwili uśmiecha się ulotnie i zmienia pozycję. Opierając swoje plecy o ścianę, zaczyna mówić. Opowiada o swojej dziewczynie – Ricie, o tym, jak się poznali i jak bardzo mu na niej zależy. Mówi o tym, że w skokach idzie mu coraz lepiej i o nikłej nadziei na wspólne zgrupowanie z kadrą A. Marzy by skakać z najlepszymi, by stawać na podium. Potem stwierdza, że tęsknił za mną, że odsunięcie się ode mnie to był jego życiowy błąd. I zaczyna wspominać. Z każdym jego słowem atmosfera staje się coraz bardziej lekka, a uśmiech Karla szerszy. Ja też się uśmiecham, zasłuchana w jego przyjemny głos, pogrążona we wspomnieniach. Przez chwilę jest dobrze.
Przez chwilę widzę, że za tym zakrętem kryje się prosta droga.
- Muszę iść. – Dwie i pół godziny później Geiger spogląda na mnie ze smutkiem. Nasze dłonie są splecione.
- Ale wrócisz? – pytam.
Karl kiwa twierdząco głową, przytulając mnie do siebie.
- Wrócę, obiecuję. Tym razem na pewno wrócę.
***

łącząc trzy święta w jedne życzenia: życzę Wam, kochane kobietki, wszystkiego co najskoczniejsze, by Krzysiu Miętus i Olek Zniszczoł przysparzali Wam wiele radości i w ogóle miłości :D
(btw. według wikipedii dzisiaj imieniny obchodzi Apoloniusz i jest wspomnienie Stefana z  Obazine.)



17 komentarzy:

  1. Genialny. Uwielbiam twój styl pisania i tą lekkość, z jaką się to czyta. Jestem pod ogromnym wrażaniem i z niecierpliwością czekam na dwójkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba retrospekcja. Dziewczyna jak widać jest po mocnych przejściaxh i jako wrażliwa istota strasznie się dręczy. Całe szczęście , ze pojawił się nam jakiś skoczek pocieszyciel:-) Dobrze jest mieć kogos takiego w rodzinie. Żeby znowu umieć zaufać. Strasznie mi się podoba i naprawdę wciąga.
    Pozdrawiam serdecznie
    [ flyloveandlie.blogspot.com ]
    [ two-or-one-and-dreams.blogspot.com prolog. ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Widze że kolejna przygnębiająca historia do kolekcji :D <3 to nic! lubie takie! :)
    ale troche mnie przerazilas ze jakis Ralf głupi zabił mame Iris.. na szczęscie jest Bodmer dwójka zeby ją pocieszyc! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, po prostu świetne! Nie mogę się doczekać kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Karl! Nie spodziewałam się go tutaj, przyznaję :P. Ale fajnie, że się pojawił. Iris najwidoczniej potrzebuje teraz takiego prawdziwego przyjaciela i wcale się jej nie dziwię. Też bym potrzebowała w takiej sytuacji.
    Czekam na kolejny z mega niecierpliwością! :D
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie piszesz, uwielbiam czytać Twoje opowiadania :)
    Co do rozdziału, to Iris jest w bardzo trudnej sytuacji, ale mam nadzieję,że Karl'owi uda się ją z tego wyciągnąć, no i oczywiście czekam na pojawienie się Richarda.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kam? Jesteś wprost stworzona do pisania smutów, które chwytają mnie za serce. Chciałabym czytac to bez emocji, ale zwyczajnie się nie da, nie da po prostu. Wszystko znowu sprowadza się do cierpiącej dziewczyny. Znowu ktoś cierpi, a ja cierpię zarazem z nią, śledząc każdą kolejną linijkę tekstu. Ale wiesz co Ci powiem? Uwielbiam to, naprawdę. Cudownie piszesz, cudownie. Umiesz pisać. I uwielbiam Cię za to i za całą resztę. Jesteś moim miszczem! <3
    *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam każde Twoje opowiadanie. Ka-żde. Piszesz w tak niesamowity sposób - ja jestem zachwycona, urzeczona itd. itd.
    Co do treści, już teraz widać, że Iris wiele przeszła. W tej chwili jest wrakiem człowieka. Mam nadzieję, że Karl pomoże jej wrócić do życia. Chcę, by był dla niej oparciem.
    Z niecierpliwością czekam na dwójeczkę.

    Przy okazji chciałabym Cię zaprosić do siebie. Dopiero zaczynam. secret-of-my-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Zabrzmi tandetnie, ale lubię twoje smuty. A jej chyba nie jest łatwo, bo widzę, że się rozpada i trzymam kciuki za Karla, za wytrwałość, proszę, zeby udalo mu się jej pomóc. Wpadnę tu jeszzcze, jeśli zaprosisz, a ja zapraszam, na Maćka utworzymy-pelnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Smutno, za smutno - ale tak jest dobrze. Czasem lepiej poczytać coś, co jest przepełnione smutkiem i nienawiścią, niż szalenie słodkie cuda. Także podoba mi się ten rozdział.
    Bił jej mamę? Na to wygląda. Dlaczego niektóre kobiety są tak naiwne i zawsze muszą wybaczać? Czy była aż tak bardzo w nim zakochana, że nie umiała od niego odejść? Jak raz uderzy, będzie bił dalej. To przykre.
    Dobrze, że Karl się pojawił, dziewczyna chociaż odrobinę się otworzyła, tylko teraz żeby był i jej pomagał.
    A dzięki Tobie będę słuchać tą piosenkę już zawsze, świetnie komponuje się z rozdziałem. Pozdrawiam :)
    444-days-in-hell

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze wiesz na kogo ja czekam w tym opowiadaniu :D Ale no nieważne. Ekscytuję się niemożebnie tym opowiadaniem. Widać, a raczej czuć jak bardzo Iris jest zraniona, mam nadzieję, że Karl będzie w stanie chociaż trochę jej pomóc bo wiadomo, że nie będzie w stanie zupełnie jej naprawić. Ech, momentami mam wrażenie jakbym czytała o sobie (znaczy się jak czytam uczucia Iris). Piękne ! Czekam ! Czekam ! Czekam na następny rozdział ! <3 :)
    Jak już pisałam na Twoim nudelnowym blogu - u mnie 5 :)
    Pozdrawian ! ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne. Łzy stają w oczach. Uwielbiam takie opowiadania, czekam na więcej *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. Potrafiłaś wspaniale oddać tragedię Iris.Kurcze,mistrzostwo.Karl wnosi do tej smutnej historii trochę nadziei.

    Napisałas już tyle opowiadań, muszę kiedyś znaleźć czas żeby wszystkie ogarnąć.Strasznie spodobał mi się Twój styl pisania. ;)

    akingaes

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem co powiedzieć, historia po raz kolejny niespowicie mnie urzekła. Jest cudowna a Ty wręcz jesteś stworzona do pisania! Każde Twoje opowiadanie ma w sobie jakieś przesłanie, sens i zdecydowanie ubrane jest w piękne słowa. Jeszcze nie spotkałam sie by ktoś przelał swoje myśli tak cudownie na opowiadanie jak TY.
    co do samego rozdziału. Iris dotknęła prawdziwa życiowa tragedia, my towarzyszymy jej już po niej, gdy ona przeżywa coś w rodzaju depresji nerwowej, załamania być może psychicznego dołka. Wydawać by sie mogło ze nie jest w stanie sie z niej wyrwać, jednak mały promyk nadzieji wprowadza Karl. Chłopak jest dla niej małym elementem oparcia, i daje jej lekką nadzieję. Teraz tylko niech jej nie opuszcza znów.!
    CUDOWNY ROZDZIAŁ!
    czekam na kolejny ;))
    pozdrawiam
    Metka ;**

    OdpowiedzUsuń
  15. Kaaaaarl! Lubię Karla. Zapowiada się być dobrym przyjacielem. Nie do końca ogarniam w czym rzecz, tzn. odniesienie prologu do pierwszego rozdziału, Freitaga i matki Iris. Jedyne co mogę podejrzewać, to to, że Karl zabierze dziewczynę gdzieś na skoki i ona pozna Richarda.
    Informujesz przez gg lub pocztę? Zostawiam swój nr: 24770448

    OdpowiedzUsuń
  16. Jej, nie wiem co napisać.
    Iris ma ciężkie życie i spotkała ją ta tragedia. Wiadomo, że nie jest jej łatwo, jednak mam nadzieję, że Karl wniesie choć trochę szczęścia do jej szczęścia. I podziwiam Cam, Twój styl pisania. Informuj mnie o nowościach :)
    timeissrunningout.blogspot.com (nowe)
    fight-for-your--dream.blogspot.com
    openyoureyess.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak wiele ona przeszła... Teraz nie dziwię się wcale, że boi się ufać i wycofuje się przy każdej możliwej okazji. Nie ma tych okazji zbyt wiele, to też prawda. Strach przed ludźmi jest tym strachem, z którym da się jednak coś zrobić, jeśli tylko zaangażuje się w ten proces silną wolę i przede wszystkim chęci. A Iris z pomocą Karla na pewno da radę pokonać przeciwności losu... Mateńko kochana, pięknie piszesz Cam. Tak bardzo pięknie ;)

    OdpowiedzUsuń