Jestem jedną, wielką sprzecznością, chodzącym paradoksem. Jednocześnie ufam i nie ufam, zbliżam się i oddalam. Pozwalam ponieść się szaleństwu, zatracić się w przyjemnym, fizycznym jak i psychicznym doznaniu, a potem uznaję to za błąd.
Błąd, który uświadamia mi, jaka miłość jest do bani.
Boję się do tego przyznać, przeraża mnie myśl, że jestem w stanie oddać komuś serce, zakochać się, na jakiś sposób stać się od kogoś zależna.
Ale czy nie było tak, że trwając w przekonaniu, że nie mogę na nikim całkowicie polegać, wciąż się od kogoś uzależniałam? Od Karla, Richarda...?
Pewnie tak było.
Mała, naiwna Iris.
Czas stanąć na własne nogi, zacząć żyć własnym życiem. Tylko jak?
Tak wiele pytań i żadnych odpowiedzi.
Richard.
STOP.
Richard. Richard. Richard.
Co w naszej relacji potoczyło się tak jak nie powinno? To, że za słabo go odtrącałam, czy to, że się w nim zakochałam?
Miłość. Niesmaczne słowo, brudne uczucie rujnujące człowieka, cały świat, który sobie wytworzył.
Naprawdę?
Opieram czoło o chłodną szybę i przymykam oczy. Widzę Richarda, jego spokojną, pogrążoną w śnie twarz, lekki uśmiech błądzący po ustach. Czuję ciepło promieniujące w każdej komórce mojego ciała, przyjemny ucisk w żołądku, szczęście. Pragnę zawsze mieć go przy sobie, codziennie pić z nim poranną kawę i w sklepie obok kupować bułki. Chcę by był tą osobą, która będzie chronić mnie przed koszmarami, która złapie mnie, zanim upadnę. Marzę, by prasować mu koszule, piec jego ulubione ciasteczka i trzymać go za rękę w trudnych chwilach. A przede wszystkim chcę by był szczęśliwy.
I wiem, że mogłabym nawet oddać za niego życie.
Kiedy siedziałam przy nim, podejmując kluczowe decyzje, zrozumiałam, że to co do niego czuję nie jest raniące, rujnujące i osłabiające. Wręcz przeciwnie, jest piękne, przyjemne i budujące.
Oraz przerażające. Przede wszystkim, przerażające.
Więc co z tą miłością jest nie tak?
Musiałam uciec, po prostu musiałam. Nie widziałam innego wyjścia. Nie chodzi tu o wstyd, czy zmieszanie. Ja się tylko boję. Boję się tego, co do niego czuję, przeraża mnie to. Bo tak naprawdę nie wiem, co to jest miłość i może nawet nie umiem kochać. Moje doświadczenia wyniesione z domu ocierają się o patologię. Widziałam jak miłość wyniszcza moją mamę i zastanawiałam się, dlaczego ona nie ucieka. Nie chcę skończyć tak jak ona, musiałam odejść.
Richard zrozumie.
Mam nadzieję.
Pociąg zatrzymuje się na stacji Stuttgart-Feuerbach. Ocieram policzki z łez i wychodzę na peron. Uśmiecham się gorzko do własnych myśli, wracam do początków.
Dzień jest dżdżysty i chłodne, szare chmury spowiły niebo i zawisły nisko nad miastem. Przez chwilę wpatruję się w deszczowe, pozbawione perspektyw niebo, po czym, walcząc z wciąż napływającymi do oczów łzami, kieruję się w stronę cmentarza. Z łatwością odnajduję grób matki, mimo, że byłam tutaj zaledwie jeden raz. Nagrobek jest skromny i zadbany, mama uśmiecha się do mnie z czarno-białej fotografii.
Znowu nie czuję niczego.
Siadam obok na błotnistej ziemi i w milczeniu wpatruję się w ponury krajobraz. Nie płaczę. Nie myślę. Zamykam się w pustce i wracam do swojego bezpiecznego, wąskiego świata, gdzie wiem, że nikt mnie nie zrani.
Nie wytrzymuję tam długo.
Już poznałam smak przyjaźni i bezinteresownej troski, już mam do czego tęsknić. Jedyne czego pragnę to ciepła Richardowych ramion.
Więc co ja tutaj robię?
Jak już mówiłam, jestem paradoksem, walczą we mnie sprzeczne uczucia.
Całe popołudnie wałęsam się po pustych ulicach Stuttgartu. Jestem przemoczona i głodna, od natłoku myśli boli mnie głowa. To nie był dobry pomysł, by tu przyjechać, nie wiem, co mam robić dalej.
Bezmyślnie idę na ulicę, na której kiedyś mieszkałam. Jest i moja kamienica, obskurna, z odpadającym tynkiem. Wpatruję się w okno niegdyś mojego pokoju. Ktoś powiesił w nim kolorowe zasłonki, nadał barw temu szaremu, pozbawionemu radości pokoikowi.
- Iris? Iris, dzieciątko, to ty?
Odwracam się i posyłam powściągliwy uśmiech pani Schulz, mojej byłej sąsiadce. Kobieta przytula mnie mocno, jej oddech śmierdzi alkoholem i papierosami.
- Miło panią widzieć. - Mówię grzecznie, dostrzegając wszystkie piętna czasu na twarzy kobiety; minione miesiące nie były dla niej łaskawe.
- Może wejdziesz? Pogadamy sobie, złotko, opowiesz mi jak ci jest u twojego wujostwa. Wyglądali na porządnych, bogatych ludzi, więc pewnie masz teraz mnóstwo forsy, co złoteńko? - Schulz ciągnie mnie do swojego niewielkiego, zaniedbanego mieszkania. Jest dla mnie zaskakująco miła, w jej oczach nie widać już tej zgorzkniałości, co kiedyś. Wszyscy się czasem zmieniamy.
Kobieta daje mi suche ubranie do przebrania i częstuje ciepłą zupą. Trochę opowiadam jej o wujku i cioci, o Monachium i o tym, że jest mi trudno, ale daję radę.
Resztę historii upycham w najdalszych zakamarkach umysłu. Nie chcę już myśleć o Richardzie.
Znowu się rozpadam, głębokie pęknięcia ponownie zdobią moje serce.
- Pewnie przyjechałaś na grób mamy, co? Nawet nie wiesz jak mi jej szkoda, taka paskudna śmierć. Ale przynajmniej jest jej teraz lepiej niż było tutaj, przy tym bydlaku. - Kobieta kręci głową, po czym z szafki wyjmuje jakąś butelkę. - Napijesz się, złotko, rumu?
Mam zamiar pokręcić przecząco głową, ale ostatecznie pozwalam byłej sąsiadce nalać mi do szklanki trochę trunku. Jeśli jest coś, co może mnie na chwilę uleczyć to zapomnienie, coś co mnie znieczuli i wydrze z mojego serca bolące drzazgi.
Nawet jeśli będzie działać przez pięć minut.
*****
wordpad sucks.
i taki tam niewiele wnoszący rozdział, ale jakże istotny.
+ reklama forever: Rut, Richard, inne ludziki i wakacje nad Zatoką Meklemburską reaaktywacja -> du-bleibst.blogspot.com czyżby mój come back się nie udał? :c
No i dobra, zdecydowałam się wreszcie zostawić komentarz, bo choć nie jestem w tym championem, to zdecydowanie Ty i twoje opowiadanie na to zasługujecie :D
OdpowiedzUsuńKocham Iris, wiesz? Co tam szczęśliwe, proste bohaterki, ja uwielbiam takie jak ona - nieszczęśliwe, zagubione, złożone i właśnie paradoksalne. I zyczę jej szczęścia, szczęścia u boku Richarda, ktory swoją drogą też jest cud, miód i orzeszki, ale jednoczesnie cieszę się, że nie za szybko składa się dziewczyna do kupy, że to ciągle musi trwać, że potrzebuje czasu. Życzę jej szczęścia, ale uwielbiam czytać o jej bólu ... jestem potworem? Chyba nie, po prostu ty tak cudownie to wszystko opisujesz, te pełne bólu i zwątpienia sceny, że aż cała się rozpływam :) naprawdę, wielki ukłon. Zawsze podziwiam Twój styl, i choć nie komentowałam to jednak możesz być pewna, jestem cichą, ale wielką fanką :D
czekam na kolejny :)
P.S. Możesz na LGP jechać ze mną, mam trzy bilety i chyba kuzynka się nie obrazi, ja ci jeden odpalę :P
Uwielbiam i nic więcej z siebie nie wyduszę.
OdpowiedzUsuńCam, piszę to już po raz nie wiem który, ale jesteś mistrzynią.
OdpowiedzUsuńCiężko mi jest napisać w tej chwili coś konstruktywnego. Wiem jedynie, że kocham Twoje opowiadania, wykreowane przez Ciebie postaci... Kocham Iris. Po tym co przeszła, ma prawo bać się miłości. Liczę, że jednak stawi czoła wszelkim przeciwnościom i dopuści do siebie Richarda.
OdpowiedzUsuńCome back na du-bleibst bardzo mnie cieszy <3